czwartek, 3 stycznia 2013

Matka Polka, śmieci rolka

Matka Polka do niczego nieprzydatna, nikomu niepotrzebna. Ot, rodzi dzieci, pcha zdezelowany wózek po nierównym chodniku, znosi wścibskie spojrzenia siedzących w autobusie, kiedy sama stoi. Obok dziecko - ukochane, ciężkie, uparte, nieznośne, dwuletnie.
W domu samotnia, ukryta w codziennej krzątaninie. Hałas dziecięcych rączek, tupot nóżek, pisk radości lub zniechęcenia, pralka nieznająca spoczynku. Perpetuum mobile sprzętów domowych, jak w fabryce każdy jest robotem.
Tryb dzienno-nocny, trzyzmianowy. Regeneracja kilkugodzinna, z przerwą nocną na butelkę mlecznych piersi. Poranek dzielony na dwoje, między dwie, szybko, szybciej, każda chce.
Ośrodki zdrowia wypełnione chorobą i płaczem, nakręcają spiralę zmęczenia do granic. Wszędzie lament. Histeryczne, nadwrażliwe dziatki i lekarze niczym zeschłe liście. Suchy kaszel zdaje się być ich mową, a litery zakreślonych medykamentów jak krucze pazury.Gdzieś pomiędzy jest środek, gdzie się czuje i myśli po równo.
Gdzieś.
Samotne spacery przy akompaniamencie psiego ujadania i głośnych klaksonów: "Zejdź z drogi, głupia krowo!". Krzyczy furia spieniona tanim piwem. Można poczuć się kobietą, można poczuć się jak nikt.
Szumi wiatr, gwiżdżąc złośliwie - "straciłaś figurę, Lolita". Sukinsyn, kiedyś inaczej na mnie gwizdał.
Mknę wózkiem - ja i ona, ta, która zamknęła mnie w klatce, ta, którą kocham nad życie.
Za oknami ludzie niczym zjawy, a ty wśród krainy umarłych pędzisz żywot wygnańca, pędzisz żywot, pędzisz...
Na stole pęk fabrycznej korespondencji, innej nie ma. Zginęły przez zapomnienie stare przyjaźnie sprzed lat. Milczy telefon, z roku na rok mniej świątecznych kartek.
Łamię się, białym opłatkiem składam życzenia, może za rok przemówię znowu ludzkim głosem.