Smutna prawda o Polakach, niewolnikach-nieborakach,
co dla paru marnych groszy, oszukują gdzie się da.
Tu oscypek zakopiański marżę dzierży na 100 procent,
aż z podziwu kręci głową kombinator - Mr docent.
Drogą krętą, górskim szlakiem wnet powiezie cię dorożka,
by przy celu cię oskubać dla mamony próżnej bożka.
A nad morzem - cud powietrze, w słońcu mienią się bursztyny,
które za podwójną cenę kupisz dla swojej dziewczyny.
Zimne frytki, kotlet stary na oliwie sprzed sezonu,
ale przecież będziesz chrupał, ot - dla taktu, dla fasonu.
Reklamację chamsko złoży Heniek, dłubiący paluchem,
co przez lata PRL-u jeździł czerwonym maluchem.
Wkoło lament, narzekanie - "wszędzie drogo" - słychać głosy,
na kwiatuszku wonnym, letnim przysiadły zwabione osy.
Pachnie cudnie banknot złoty - to brązowy, to zielony,
jak szeleści w twojej łapie, czujesz się rozanielony.
Każdy skubnie coś na lewo, w szarej strefie, bądź na czarno,
idzie burza, a wraz z nią - jakoś nieprzyjemnie, parno.
Więc od dołu kombinacje oszukańców i mataczy,
by do góry, łapa w łapę do wielkich sięgnąć krętaczy.
Tam przekręty na miliony, ale prawie każdy kręci,
tu podatek, VAT-y, ZUS-y trzeba trochę nachachmęcić.
Więc nie dziw'ta się rodacy, że na górze są złodzieje,
bo od dołu wszystko idzie, takie Polszczy smutne dzieje.